wtorek, 28 sierpnia 2007

Płot starcie II

Wtorek 28.08.2007r. – Dzisiaj „obijanie” płota potoczyło się dość szybko i sprawnie, przyjechał majster pokazał co i jak ( wiadomo fachowiec) to od razu poszło nam lepiej.


W wyniku jego zaleceń mamy już ponad połowę gotowego płotka na banderozie.


Yhmmmmmmmmm………………….. teraz jak widać jej brzegi to jakaś mała się wydaje (HEHE żart) normalne LOTNISKO, jak się człowiek przejdzie tam i z powrotem to zadyszki idzie dostać ;-) (mieszczuchy z nas nie ma co) a co gorsza to jeszcze pół rowu za płotem jest nasze ( jakieś 1,5m ) to Se tam zorganizujemy PÓŁ spływu Dunajca. A i z przodu jeszcze jest 1,5 m ( nie ma jeszcze płotu z tej strony ) z tej strony zostawiamy na poszerzenie drogi.

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Płot starcie I

Poniedziałek 27.08.2007r. – No tak zaczęło się (jakby) rozpoczęła się budowa eeeee nnnoo płotu, no co od czegoś trzeba zacząć, to poważna inwestycja jak ona wyjdzie to wszystko potem pójdzie ok.
Ale najpierw poskładałem najdłuższy na świecie przedłużacz i jak to na elektryka przystało wyruszyłem w świat


po PRĄD.

UFFFFFFFFFFFFF doszedłem po około 5 minutach do płotu sąsiada przeciepnołem kabel a tam to już wiedzieli co i jak – przeca nie będziemy amplag –

Potem zabrałem się za piłę na dwiesta trzydzieści volta (ale po trzeźwemu, jak boga kocham nic nie piłem)



Szło mi nie źle (mam nawet filmik ale tutaj miejsca jest tylko na 15MB)
UWAGA DO WSZYSTKICH PILARZY... JEŚLI MYŚLICIE ŻE OLEJU DO ŁAŃCUCHA PRZY PILE WAM WYSTARCZY TO DOKUPCIE I ZABIERZCIE ZE SOBĄ JESZCZE JEDEN BANIAK ;-)



A jak pieńki były gotowe to z pomocą majstra który nas pokierował.

Wsadziliśmy (osadziliśmy) pierwszy słupek




A potem KOLEJNEGO DNIA szło szybko ;-)
bo zapożyczyliśmy taką spalinową wiertnice --- miodzio, ale umie sponiewierać (jak gorzała) jak się natrafi na większe korzonki ;-) .


Tu już pomni poprzedniego braku oleum do piły mieliśmy zapas paliwa, a jak co, to rurka i do baku sąsiada autka ;-)





Znaczy się parę bąbli na rękach wyskoczyło

A dzisiaj
Powstał taki przytulny kącik
I już obwodowość Naszej banderozy jest częściowo opłotowana ;-)





Teraz siedzę, wietrze blazy na rękach i pisze to ku waszej uciesze (Wariat ze mnie co???)

sobota, 11 sierpnia 2007

Na prostej

Sobota 11.08.2007r. – A więc zakończyłem opisywanie przeszłości naszej budowy, teras jesteśmy na bieżąco, chociaż może się coś jeszcze przypomni.
Życzą miłego czytania mych wypocin.
nara ludziska

Na zakupy

Sobota 11.08.2007r. – Aby nadrobić zaległości w historii naszej budowy została mi jeszcze kwestia zakupu materiałów. Wspominałem o Teściu? Facet ma nie spożytą energię, jak tylko termin zakupu działki zaczął się urealniać zaczął kombinować gdzie tu co kupić taniej (tak natura Polaka poparta wielodziejowym doświadczeniem). I co okazało się, że szfagier teścia ma dostęp do taniej cegły szamotowej z rozbiórki. Po krótkich pertraktacjach stałem się posiadaczem 4230 sztuk, ciekawe do czego je zastosuje a może je opylę, do końca jeszcze nie wiadomo (hm….. chociaż 2 kominki w planach, trzeba popytać speców).


Powstała również koncepcja ogrodzenia terenu żeby było wiadomo gdzie moja miedza i takie tam, w pracy zakombinowałem trochę hasia do osadzenia słupków. (mój wkład ;[))


Teściu w miedzy czasie podzwonił popytał i tak staliśmy się właścicielami desek i uwaga dębowych!!!!!!!!!!!!!! słupków na tymczasowy płotek, Pan Inżynier leśnictwa pokazał nam nawet płot zrobiony ta metodą stojący 7 lat bez konserwacji (mamy więc trochę czasu na wykombinowanie jaki ma być docelowy płotek ;{) )

Prawie zakup działki ;-)

Sobota 11.08.2007r. – Jak pisałem ostatnio kompletowanie dokumentów do zakupu działki (na razie umowa przedwstępna) to wielki trud ale zbliżyliśmy się do końca. W przyszłym tygodniu spotkanie i do notariusza. Trzeba działkę zaklepać tak bardziej prawie.

piątek, 10 sierpnia 2007

Prezentacja działki

Piątek 10.08.2007r. – Nastał czas prezentacji naszej działki

Tu widzimy ją z lotu satelity


Tu od przodu


A tu z boku,


Ale długaaaaaaaaaaa i taka jakaś po skosie, albo ja krzywo stoje ;-)

A z tyły mamy rów z jakimiś kszakorami.

A za nimi kwitnie przyroda i jakieś bażanty czy inne cuś się smyka. ;-))


czwartek, 9 sierpnia 2007

Trochę historii

Czwartek 09.08.2007r. –Wracając do tubylców, ponieważ mieszkali już długo w domkach, około 2 lat a sprawa drogi nadal nie była uregulowana (podobno potem miasto może przejąć drogę) był problem z doprowadzeniem wody do domków.

Zaradni sąsiedzi porobili sobie studnie ale pracujące hydrofory zaczynały ich irytować postanowili doprowadzić wodę od głównej ulicy na własny koszt, jak postanowili tak też zrobili.

Zaproponowali nam partycypacje w kosztach ale wiadomo do póki działka nie jest nasza nie ma sensu inwestować najwyżej potem się rozliczymy, niestety po zakończeniu inwestycji okazało że główna rura z wodą ma koniec około 30m od naszej granicy, czyli i tak trzeba będzie najpierw ją przedłużyć a potem zrobić przyłącze do domku ;-(, Sąsiadowi Wojtkowi się udało chyba jemu ta długość wystarczy ;-P .

Tak około marca tego roku Pan Henryk z nudów (sądy bawiły się w udowadnianie że jego przodkowie istnieli i takie tam) zaczął kompletować papiery odnośnie „naszej” działki. Pojechał do prezydium (dla młodych tłumacze „Urząd Miasta”) I poprosił o przygotowanie odpisu z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, zgodnie z poleceniem dołożył do teko mapkę tego terenu (Prezydent i jego ekipa skasowali za to 50,00 zł – podatek za bycie ambitnym obywatelem naszego miasta) i po 30 dniach!!!!!!!!!! otrzymała ww. odpis.

Hehe………… wcześniej do niego nie zaglądałem ale coś mnie pokusiło, ponieważ wydrukowałem sobie Plan Zagospodarowania Przestrzennego naszego miasta z netu oraz przeanalizowałem udostępnioną do niego w necie mapę (zacząłem nawet rozumieć ten budowlany bełkot w nim zawarty) postanowiłem sprawdzić co ONI wciskali 30 dni do ODPISU (odpisywanie z zasady powinno zajmować mniej czasu niż tworzenie oryginału - wie to każdy uczeń).


Ta…………………………………no…………………………………hm…………………


Powiem tak, a raczej napisze.
Dziady to mało.

Dokument ogólnie składa się z 4 części

1. Strona tytułowa – co to za dokument, namiary na działkę, dla kogo wydane i po co i ogólna charakterystyka terenu.

2. Mapka – przekazana im przez Pana Henryka.

3. ( to jest fajne ) wydrukowane strony od 14 do 18 z wspomnianego przezemnie wcześniej Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego udostępnionego w necie.

4. (a to jeszcze lepsze) wydruk fragmentu mapy terenu okolić działki.

He wiadomo jestem dociekliwy (niektórzy twierdzą że uperdliwy i filozof jeszcze)

Przyjrzałem się temu wszystkiemu dokładnie a tu ………………………………………
Jak to mawia kolega z pracy

………………….. Niedźwiedzie trzymajcie mnie ……………………….



1. Strona tytułowa – wpisali zły symbol który określa jakie parametry jakie musi spełniać budowany na naszej działce dom.

2. Mapka – była ta co przekazał im Pan Henryk.

3. W związku z tym że symbol wspomniany w punkcie 1 był zły wydrukowane strony od 14 do 18 z wspomnianego przezemnie wcześniej Planu Zagospodarowania Przestrzennego udostępnionego w necie były nie na temat.

4. Wydruk fragmentu mapy terenu okolic „naszej” działki okazał się terenem na którym stał dom Pana Henryka a to „trochę” w innym miejscu.


Czyli tak, na 4 elementy, przy jednym zależnym od petenta, 3 do kosza – a no i 50 złoty poproszę ;-)


Ech …………………….. ręce odpadają


No nic wiadomo że w Polsce urzędnik Państwowy jest niezawisły tak jak sądy (czyli ręka mu nie zawiśnie nad dokumentem jak ma kopertę w kieszeni) postanowiłem to wyjaśnić bo może to ja się mylę.

Pechowo dla autora dokumentu (a może było już więcej takich przypadków) w stopce strony tytułowej były namiary na Panią H.W. a nawet telefon.


A dzwonie co mi tam ………………………………………………………..


Dzwonie i super, środek wakacji a Pani H.W. ma pecha bo nie na urlopie żar z nieba wali ona w biurze bez klimy i jeszcze taki upierdliwy „nieklient” (wyjaśnię to potem) dzwonie w sprawie dokumentu, który spartoliła (to według mnie delikatne określenie) jakieś 0,5 roku temu (gdzie ja to dałam).

Opisuje bidulce (urzędników należy traktować zawsze jak ofiary systemu, jakikolwiek by on nie był) sytuację, łoł okazało się, że „je ma na własnym nosie” – (e to jakaś inna bajka) że faktycznie pomyliła się.

Punkt dla mnie więc zaczynam poleku dociskać ;-) tłumacze, że to tak przez przypadek zauważyłem, że jestem kompletnym laikiem że kompletuję dokumenty że czas nagli i proszę ją o pomoc.

KOCHANA KOBIETO POMÓŻ BO ZGINĘ BEZ TWEJ POMOCNEJ RĘKI

Klękam prawie przed telefonem.

A ona mi NATO z grubej rury (czyżbym za mało słodził, kurde trzeba było samemu pojechać z bombonierką a nie tak języczkiem ją łechtać przez fona) że ja nie jestem osobą w sprawie „nieklient” że to można wyjaśnić tylko z Panem Henrykiem………….


Mgła na oczach, złość narasta, okradła starszą osobę na 50,00 zł „na telefon od przyjaciela” i jeszcze się stawia.

Zaczynam jej tłumaczyć że ma rację nie jestem osobą w sprawie „nieklient” ale Pan Henryk to osoba starsza, że jak jeszcze raz wejdzie na te jej 4 piętro w gmachy to zadyszki dostanie, niech więc postąpi tak jakby to ona sama to odkryła niech przygotuje wszystko jak trzeba zapakuje do koperty dołoży kartkę z przeprosinami i wyśle pocztą poleconym.


Proste co ludziska ???


Mylić się jest rzeczą ludzką, ważne co człowiek/urzędnik zrobi jak się zorientuje


Ha ………………………….. no ………………………………..tak……………………



Ze zdania powyżej trzeba jednak wykreślić „urzędnik” uparła się że nie i koniec.

A może przesadziłem z tymi przeprosinami w przesyłce????


A więc nic, pogroziłem jej jeszcze trochę ale nie za mocno.

I dzwonie do Pana Henryka z nowiną.
Złoty człowiek wysłuchał, podumał i stwierdził, że no cóż jak trzeba to trzeba pojedzie.

Pojechał za 2 dni.
Uprzedziłem Panią H.W. – może to wykorzysta i papiery będą od razu do odebrania tzw. od ręki.


Z tego co mi przekazał Pani H.W. przeprosiła go, starszy człowiek musiał pojechać do urzędnika wspinać się na 4 piętro żeby wysłuchiwać przeprosin ;-0 żenujące.

Okazało się, że faktycznie nie jestem osobą w sprawie „nieklient” bo dokumenty nie były przygotowane na czas ale w geście pojednania były do odebrania tego samego dnia około 12 AM, wtedy trwało to 30 dni a teraz 3 h uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu ale przyspieszenie.

Jeszcze ich nie oglądałem może coś jeszcze w nich znajdę.

środa, 8 sierpnia 2007

Niepełny rys historyczny - ide na maksa

Środa 08.08.2007r. – Ok trochę wspominek, tak........ w zeszłym roku coś nas tknęło i stwierdziliśmy, że może by tak zakombinować i poszukać jakiej ojcowizny dla naszych potomków.

Przyjaciele też coś zaczęli o tym przebąkiwać, coś tam szukali aby było bliżej pracy.

Bum budowlany był w pełni ale co tam może coś się fajnego trafi.

Teściu się napalił i wyruszył na poszukiwanie, górniczy emeryt a nosi go, że hej a pamiętając jego cufala - nawet na charytatywnym meczu księży z piłkarzami wygrał stojącą lampę pokojową, a jego córka (moja 2 połowa) wygrała w Grecji pozłacana ikonę to wiedziałem, że na pewno coś się znajdzie, była to tylko kwestia czasu.

No i faktycznie po niecałych 2 miesiącach została namierzona fajna działeczka trochę na odludzia ale jednak nie, duża (1620 mk) że nawet kolejne pokolenie może Se domek postawić.

Cena była zaskakująco niska, przypominam bum budowlany w pełni czyli ceny ziemi dreptają do góry na oczach. Co prawda jakieś tam sprawy spadkowe do wyjaśnienia ale co tam poczekamy.

Spisaliśmy na kartce umowę (uuuu bez notariusza) daliśmy zadatek (albo zaliczkę, ach te gatki prawnicze a potem i tak winnych nie ma) i zaczęliśmy z boku obserwować jak się sprawy będą rozwijać.

Trochę to powolnie szło ale były to zaszłości spadkowe z czasów rewolucji październikowej (dla przypomnienia tzw komuna budzi się do życia u naszego wschodniego sąsiada) coś około 1918 jakiś tam potomek Pana Henryka uciekł z Rosji bo był obszarnikiem a życie mu było miłe, to Se do nas przyjechał i za to co zdołał po kieszeniach pokryć kupił trochę ziemi na Śląsku, założył rodzinę i osiadł. Potem komuna przyszła do nas ale widocznie go jakoś nie skojarzyła bo dożył późnej starości.

Tak………. jak te sprawy sądy wzięły w obroty to wiadomo nawet Pan Henryk musiał udowadniać że istnieje ;-). Ktoś tak kiedyś pradziadowi w papierach pozmieniał imiona (a może to go uratowało przed śmiercią ) tak że udowadniania było pełno.

W między czasie okazało się że do działek ma jeszcze prawo córka żony brata z pierwszego małżeństwa. Ale zamotane to ;-). A ona jeszcze nie pełnoletnia ……uuuuuuuuuu…….. a sądy lubą takie klimaty. No ale cóż patrzymy na to z boku a zegar tyka tik tak tik tak.

Jak Se cos jeszcze przypomnę to dopisze……………….

Po paru miesiącach poznaliśmy tubylców którzy byli nimi nie tak do końca (pobudowali się jakieś 2 lata temu na tej samej drodze) której tez jeszcze nie ma ;-) nawet fajni ludzie. Poznałem również Wojtka naszego przyszłego sąsiada tez był na tym samym wózku ale zaczął jakieś 0,5 roku wcześniej i nawet w pewnym momencie wsparł pana Henryka bo pierwsza notariuszka na samym początku zgubiła w księgach wieczystych działkę z drogą dojazdową do naszych działek.

Spoko człowiek chyba się będziemy tolerować. ;-)

Ok. wystarczy tego na dzisiaj ……………………

wtorek, 7 sierpnia 2007

Trochę marudzenia o idei blogowania.

Wtorek 07.08.2007r. – Uf jeszcze nigdy nie korzystałem z takiego interfejsu do blogów, powiem więcej nigdy nie miałem blogu.

Kiedyś myślałem że to dziwa sprawa, tak pisać coś o swoim życiu w necia.
Ale cóż jak się człowiek zdecydował na budowę domu w IV RP to co jeszcze może głupiego wymyśleć?

Pierwszy wpis

Wtorek 07.08.2007r. – Uf założyliśmy bloga na onecie, ciekawe czy starczy nam cierpliwości??

Hehe, "cierpliwość" chyba jej mamy dużo prawie rok czekamy na działkę, gdyby nie to, że cena jest zeszłoroczna to można by się pochlastać.